Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grzecznie wypędzać... Z tego powodu Drezno jest dziś tylko chwilową gospodą, w której ubogiemu dłużej nad dni kilkanaście pozostać nie wolno. Może by jęk boleści rozbudził tę ciszę cmentarną, której potrzebują bogaci sybaryci i dogorywający paralitycy.
Pracowity lud saski, wśród którego prawie dostrzec niepodobna arystokracji i różnicy stanów, przez cały boży tydzień bardzo gorliwie się krząta, zarabiając na chleb i masło powszednie, ale za to w niedzielę i dni świąteczne musi się zabawić i rozerwać. W tych dniach, jeżeli pogoda posłuży, co żyje ciągnie do Gross-garten, Wald-schloesschen, Plauen, Linkesche-Bad, do mnóstwa innych ogrodów, piwiarni i gospod w którym obfitym strumieniem leje się muzyka — i piwo.

Znowu daleko odbiegliśmy, więc wracamy do opowiadania.
Wiosna 1864 przyszła późno, chłodna i smutna, na ten raz natura nastroiła się do wypadków, zwycięstwo północy zdawało się odzywać nawet w zastygłym powietrzu. W Belwederze grała muzyka na przemiany polskie pieśni i moskiewskie melodie, bo Sasi są gościnni dla silbergroszów cudzoziemskich, mnóstwo osób ciągnęło się, snuło po tej przechadzce nie zbyt wygodnej, ale przyjętej za bardzo miłą. Wśród sznura pań poubieranych czarno, gdzieniegdzie kwitnąca przesuwała się elegantka, w kolory tęczy przybrana: pomiędzy bladymi twarzami czamarkowych błyskały rumiane oblicza tych, którym sam widok nędzy zawadza.