Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miał spełnić obrzęd, którego strona wielka, tragiczna nie śmiała się wcisnąć do jego serca, zamkniętego na pieczęć z czarnym orłem moskiewskim. Kołatała wszakże doń, był niespokojny, nie wiedział, co począć, płakać czy gniewać się i czynić wyrzuty.
Naumów znowu usiłował powstać i z pomocą towarzyszki, zebrawszy ostatek życia, dźwignął się nareszcie, zabrzęczały kajdany, jedno ogniwo ich przepiłowane pękło teraz dopiero, szczęściem nikt tego prócz Magdzi nie widział, bo urzędnik duchowny byłby się może czuł w obowiązku kazać skuć kółko, które się ośmieliło pofolgować skazanemu... promyk nadziei jakiejś wstąpił w serce dziewczęcia. Więzień chwiał się na nogach, słabł, ale poszedł do ołtarza milczący, pop żywo, niespokojnie począł czytać modlitwy, zdawało się jakby co najprędzej pragnął pozbyć się ciężkiego dlań obowiązku.
Obrzęd, któremu wiele zwyczajnych formalności brakło, trwał wszakże dla osłabłego aż nadto długo. Gdy dokoła stołu zastępującego ołtarz oprowadzono nowożeńców, omało nie upadł Naumów, a przy ostatnich słowach kapłana, w którego głosie czuć było wcale nie urzędowe wzruszenie, diaczek pochwycił więźnia, widząc, że się słania biedny, nie mogąc utrzymać na nogach.
Natychmiast zaczął się pop rozbierać, co żywiej i rozkazał przybory cerkiewne wynosić, głos mu drżał, uczucie ludzkie dusiło, a obawiał się z nim wydać, czując jak było buntownicze! Na kilka słów pożegnania nawet zabrakło mu kapłańskiego męstwa... wybełkotał tylko głosem stłumionym.