Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tycznych stał się nagle najzaciętszym fanatykiem prawosławia.
Był więc w położeniu przykrym dosyć, i i milczał chmurny, przybierał się w szaty uroczyste, wzrokiem ciekawym i strwożonym spoglądając na nowożeńca leżącego w słomie i na siedzącą przy nim spłakaną dziewczynę.
Litowałby się był nad nimi chętnie, gdyby mu to dozwalało usposobienie ogólne — zakaz i prześladowanie tłumiły w nim uczucie, posłuszny, patrzał na te ofiary ze wstrętem.
Stół, który przed chwilą służył za ołtarz sprawiedliwości carskiej, teraz miał wyobrażać tron Boży, stała już na nim złocista aksamitem obita Ewangielia, jakby na przypomnienie czego się ludzie dopuścić mogą nawet znając prawdę, a wykrzywiając zastosowanie jej do życia.
Żaden ołtarz pogański z marmurowym Jowiszem namaszczonym wonnościami i obmalowanym purpurowo, nie był większym z bóstwa urągowiskiem nad tę Ewangelię stojącą na stoliku, na którym przed chwilą podpisywano wyrok śmierci i katowania bezdusznego. Słowo Boże służyło na uświęcenie sprawy szatana — na dowód, że je sponiewierać można bezkarnie, schylano przed nim czoło, a nie dopuszczano go do serca... Była to forma nowa bezmyślnego bałwochwalstwa.
Młody pop przywykły do obojętnego połykania życia, nie wiedząc co z sobą począć, co czuć, co myśleć, bo serce jego walczyło z rozkazami, które odebrał i tłumaczyło inaczej położenie, niż urzędowy papier — był jak obłąkany.