Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

klęczeć, byłby ukląkł przed nią i modlił się jak do świętej.
— Chodźmy, rzekła Magdzia żywo, chodźmy!
— Ale jest jeszcze jeden warunek, niestety! dodał zwiastun złej doli. — Jenerał obawia się, aby cała ta historia ślubu nie oddziałała na umysły, aby sam wasz widok nie przypominał tragedii tej wyegzaltowanemu narodowi i mocniej jeszcze nie egzaltował... Pani będziesz musiała... potem pozostać w więzieniu i pojechać na wygnanie do Rosji.
— A! po cóżbym tu pozostać miała? odparła obojętnie Magdzia, aby płakać nad mogiłą? O! bez moich znajdą się tu łzy na mogile, jeśli ją usypać pozwolą, inne oczy patrzeć będą na zgliszcza i groby, najlepsza część narodu poszła już tam... wybrani nasi, najdrożsi, pójdę i ja! pójdę za nimi... z nimi... pójdę z ochotą.
Baron stał z wyrazem poszanowania i zdumienia. Lenia płakała i całowała siostrę, staruszka modliła się i jęczała.
— Chodźmy! powtórzyła Magdzia, chodźmy co prędzej, godziny, chwile, sekundy policzone są drogie, prowadź mnie pan... Leniu, bądź zdrowa, jam już szczęśliwa, nie płacz nade mną, jam szczęśliwa!
I uścisnąwszy siostrę rzuciła się raczej, niż poszła ku drzwiom, a baron podążył za nią przejęty. Oko jego w tej chwili padło na budującą się przed domkiem szubienicę od której robotnicy odchodzili, zadrżał, nie można bowiem było uniknąć jej widoku, co gorzej, ścieżka wydeptana przez plac wiodła koło niej. Chciał Magdzię przeprowadzić inną drogą, ale dziewczę szło szybko i wy-