Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pisała wcześniej do brata, aby je koniecznie dla niej najął, tu jej spłynęły najszczęśliwsze życia godziny, chciała tu po nim płakać i tęsknić za szczęściem straconym.
W żałobie, której już nigdy zrzucić nie miała, z małym Stasiem na ręku weszła do tego mieszkania, które jej się teraz dziwnie zrujnowanym, smutnym i biednym wydało. Cała oddała się temu dziecięciu, był to powierzchownie żywy obraz ojca, ale z duszą nierównie gorętszą, matczyną. Miał dobroć i łagodność Saszy, ale z energią i swobodnym duchem matki. Jedynak, pieszczoch, wyrósł w pocałunkach, ogrzewany niezmierną miłością i wybujał jak bujają te dzieci, których kolebkę otacza wielkie przywiązanie.
Czytelnik przeczuwać już może w tym chłopaku bohatera powieści; musieliśmy tą geneologią wytłumaczyć fenomen Moskala-Polaka, którego nie stworzyła wyobraźnia nasza, bo nie ten jeden walczył w szeregach obrońców Polski.
Było ich wielu pojmujących, że sprawa nasza nie wyrzekła się starego napisu swej chorągwi: „Za naszą i waszą swobodę”. Moskiewski rząd, w rok dopiero po pierwszych wybuchach w Warszawie, zrodził tę sztuczną agitację niby patriotyczną, którą potrafił niedojrzały naród obałamucić.
Uląkł się on tych sympatii, które się dla nas objawiać zaczynały, potrafił wmówić przez usta płatnych dziennikarzy, że zmazanie się krwią polską i wyniszczenie całego narodu było dla Moskwy potrzebą, koniecznością.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .