Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wej, tu konanie boleści i modlitwa, tam pijany szał urągający się cierpieniu i śmierci, tu prośba do niebios gorąca, tam szyderstwo z nieba, z Boga i sprawiedliwości, tu ofiara, tam tryumf nieludzki, szatański...
Lenia nie miała odwagi, ani siły pójść i okno zasłonić, aby siostrze śmiertelnego widoku oszczędzić, ale z za łez dawała znaki staruszce, która ich zrozumieć nie mogła.
Wtem zapukano do drzwi i wszedł powoli baron, mierząc oczyma zakrwawionymi tę scenę, do której go dotąd życie nie przyzwyczaiło...
Kobiety spojrzały ku drzwiom, dosyć u nich było munduru moskiewskiego, aby je przerazić, ale poznały twarz przyjazną jednego człowieka, który miał odwagę nie urągać się boleści. — Cóż by na to powiedział dostojny koryfeusz dziennikarstwa, pan Katków, (co za nazwisko dla całą gębą kata) — gdyby go zobaczył! on, co jednym pióra zamachem dla mniemanej wielkości Rosji poświęca wszelkie prawo ludzkie i Boże, dla którego cnotą jest wytępianie, a zasługą bezlitosne barbarzyństwo! Zaprawdę, jeżeli wielkość przyszła imperium rosyjskiego ma się zbudować na trupach, mogiłach i zatarciu uczuć najszlachetniejszych — godną będzie tego państwa Cezarów! Lecz przyjmież naród rosyjski na swe barki to brzemię ohydy i sromoty? nie odezwie się w jego sumieniu głos oburzenia i zgrozy, że tym kamieniem przywalają grób jego przyszłości?
Kniphusen patrzał długo, nie mogąc przemówić słowa, stał z takim poszanowaniem jak przed ołtarzem Boga w kościele: serce mu biło, powieki zwilżyły się znowu, czuł,