Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wilizowanym człowiekiem i plemienna nienawiść.
Z pod grubej chusty, jęk tylko i łkania dobywały się stłumione, lecz wkrótce i te ustały, ból zrodził to uczucie zaciętości, z jakim męczennicy nieraz na stosach śpiewali pieśń zwycięską.
Co kilka minut pytano go, czy chce wyznać wszystko, a że milczał uparcie, rozpoczynano siec na nowo.
Przymuszeni świadkowie tej ohydnej sceny, dwaj oficerowie towarzyszący audytorowi, bladzi byli i pomieszani, on zaś widokiem tej męczarni egzaltował się, gorączkował, burzył, rozwścieklał coraz bardziej. Nie uszło jego oka wrażenie przykre mniej obytych z tego rodzaju scenami oficerów, starał się więc trefnymi żarcikami ich rozweselić, ale uśmiech wywołany spodleniem na usta, był zimny i trupi.
Nie mogąc wreszcie dobyć nic z Naumowa, ani nawet krzyku i prośby o litość, obawiając się w końcu, aby ta próba sił jego nie przeszła, kazał poprzestać bijącym, zwinął papiery, ze złością skinął na swoich towarzyszów i żywo wyniósł się z więzienia.
Żołnierze na pół omdlałego złożyli na słomie i wyszli także.
W pięć minut później szeptano już po całym miasteczku o tym straszliwym katostwie, podawano sobie do ucha szczegóły okrutnej indagacji, między oficerami panowało milczące oburzenie, wszyscy odsuwali się prawie od audytora i nikt mówić z nim nie chciał.
On udawał wesołego i dowcipnego...
Ani żołnierze użyci do bicia, ani oficero-