Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A brat, spytała Lenia, cóż winien brat!
— O! stój gołąbko, przerwał moskal, brat buntownik... dla czego on nie dał znać, że się spodziewał Naumowa...?
— Kiedyż to mógł zrobić... nie wiem kogo wy nazywacie Naumowem, dodała Lenia, ale... ten pan przybył niespodziewanie.
Moskal potrząsnął głową z szyderczym śmiechem.
— Gadaj to innym, gołąbko — rzekł, mnie nie zdurzycie! Wasz brat tu nie jego jednego, ale wszystkich podejrzanych przyjmował, u niego bywały nieustanne zjazdy i narady... jego dawno mieli na oku... Brat buntownik i wy wszyscy...
Lenia spojrzała nań milcząco, Nikityn zmiękł.
— Nu! z kobietami — rzekł — jak sobie tam chce... ale mężczyzn muszę odstawić... i będę miał krest.
Zaczął się śmiać.
— A w dodatku — szepnął i kochankę śliczną! to mi będą zazdrościli...
Leni myśli różne plątały się po głowie, jedna panowała nad wszystkimi usidlić i oczarować moskala... trzeba więc było z sercem rozdartym, krwawym, z rozpaczą w piersi, uśmiechać się, grać niegodną komedię zalotności, aby tego gbura dzikiego opętać. Skutki jednego wejrzenia już się czuć dawały, świecił choć mały promyk nadziei, nieszczęśliwa skazaną była iść dalej. Chwilami rozpacz dzikie poddawała jej pomysły, patrzała na leżący rewolwer oficera, chciała go porwać i strzelić mu w piersi, ale co by to było pomogło? Rozwaga wskazywała, że rozbiestwieni żołnierze biliby naówczas