Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Eh! co mi ty tam pleść będziesz, milczeć! Ja zrobię, co wiem i co chcę.
W krótkiej chwili milczenia, z za drzwi płacz kobiet dal się słyszeć, Nikityn obrócił głowę i słuchał:
— Ładnąś ty miał kochankę, rzekł, aleś ją wczoraj chyba ostatni raz pocałował...
Postał chwilę, nikt mu nie odpowiadał, zaśmiał się sam do siebie i wytoczył za drzwi. Tu znowu zatrzymał się, te trzy piękne we łzach kobiety, które były w jego mocy zdawały się go nęcić; patrzał, uśmiechał się oczyma wybierał ofiarę.
Nie zrozumiałe jakieś wyrazy plątały mu się po ustach. W przeciwnych drzwiach izby stał właśnie wielki faworyt Nikityna sierżant Mołokosiej. Nikityn, który z wszystkimi oficerami był w dosyć niedobrym stosunku, dobrał sobie tego przyjaciela i zausznika godnego siebie. Mołokosiej, pochlebca, chłopak sprytny ale zepsuty, posługiwał Nikitynowi, poufnie z nim przestawał i był nawet postrachem żołnierzy wśród których odgrywał rolę szpiega.
Nienawidzono go też powszechnie, dziwnie cyniczna scena rozpoczęła się między tymi dwoma ludźmi przyglądającym się kobietom jak Turcy na targowisku gruzyjskim niewolnicom.
— Słuchaj Mołokosiej, począł Nikityn, a którą byś ty sobie wybrał?
Na to pytanie sierżant począł głową poruszać, ustami cmokać i oczy przymrużać.
— Eh! Kapitanie, rzekł, one to wszystkie niby wydają się niczego, twarzyczki jak malowane, ale to nie to co u nas! takie to cher-