Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikitin milczał.
— A co ja tam temu winien, rzekł po chwili, co drudzy robią? za co ja będę cudze grzechy odpokutowywał?
Tak mówiąc zbliżali się, ciżba przed nimi stała widocznie zwabiona tą nadzieją, że pułkownik choć jednego Moskala powiesić każe.
— Panowie bracia, odezwał się do nich podchodząc Swoboda, jako do Polaków odzywam się do was, zemsta nie jest w obyczajach szlachetnego narodu, uczmy barbarzyńców łagodności postępowaniem naszym, niech dzisiejszy dzień pamiętny nam, będzie dniem przebaczenia. I ten drugi był moim towarzyszem broni, niech idzie wolno.
— Za pozwoleniem, odezwał się Bocian, wyjmując z ust krótki cybuszek. Jesteśmy wspaniałomyślni to bardzo pięknie, ale te bestie tylko się z nas śmieją, a naśladować wcale nie myślą. Puszczamy żołdaków na słowo, że się z nami więcej bić nie będą, a we trzy dni potem tak się dobrze rozgrzeszają, że ich bierzemy znowu do niewoli raz drugi, i puszczamy znowu — a co oni z naszymi robią? Dobijają gdzie złapią, jużby czas temu wielkiemu miłosierdziu dać pokój.
— Eh! odezwał się drugi z ręką na temblaku, temu Tatarowi tak źle z oczów patrzy, że jabym go koniecznie powiesił.
— Pułkowniku, choć tego jednego! powtórzyli drudzy chórem.
— Bracia i towarzysze, proszę was za tym jednym, rzekł Naumów, rękę przyciskając do piersi. Uczyńcie to dla mnie, i pozwólcie abym mu dał swobodę. Niech idzie i powie swoim jak my się z więźniami obchodzimy.
— No, no! wola wasza panie pułkowniku,