Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bić? — spytał żołnierz — my o nim nie raportowali, bo go później nasi przyprowadzili, nadjechał furką rycht gdy odciągali, chciał się schować do krzaków, ale go nasi capnęli. Niechby, proszę pana pułkownika, już choć tego jednego można było powiesić. Ludziom by jakoś na sercu lżej było, jakby za tyle naszych choć jeden dyndał, a toć proszę łaski, pana pułkownika, taka jakaś tatarska morda, że nie ma czego żałować.
W czasie tej przemowy jeniec spoglądał z podełba, ale milczał. W tem Naumów zawołał.
— A to Nikitin!
Wzdrygnął się oficer, popatrzał długo na polskiego dowódcę i rzekł ponuro po rusku.
— Ha, ha! Światosława Aleksandrowicza powstańcy zrobili aż pułkownikiem, hę! a no strzeżcie się, aby potem jeszcze wyżej was nie podniesiono!
W pierwszej chwili tylko złość przez niego mówiła, ale zaraz się opamiętał!
— Nu, wy stary towarzysz, Światosław, to już mnie krzywdy nie dacie zrobić, kiedy barona uwalniacie, toście powinni i mnie puścić.
— Baron mi życie ocalił, rzekł Naumów, co do was poruczniku Nikitinie radbym z serca ocalić wam życie. Ale zważcie, żeście wy sami winni temu, iż się nasi żołnierze mściwego domagają odwetu. Prowadzicie wojnę z nami łamiąc wszelkie prawa w cywilizowanych przyjęte narodach, dobijacie rannych, pastwicie się nad jeńcami, szpitala naszego poszanować nie chcecie, cóż za dziw, że za tyle ofiar nasi pragną wypłaty tą samą monetą?