Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pułkownik chciał coś mówić, ale przypatrzywszy się więźniowi siedzącemu na koniu, osłupiał i zakrzyknął. Poznał w nim barona Kniphusena i jak błyskawica przebiegła mu przez myśl owa historia ukrycia w szafie, gdzie go baron od śmierci ocalił. Od początku powstania baron, jak wielu innych oficerów rosyjskich choć należeli do spisku, choć niby coś dla Polski uczynić chcieli, czuli się bezsilnymi i tak dobrze jak drudzy poszli za matuszkę Moskwę wojować. Nie wiele było przykładów, aby który z nich, nawet ci co się najgoręcej odzywali, stanowczo poparli czynem swe słowa. Nic pospolitszego nad liberała i rewolucjonistę w Moskwie, ale oni są zawsze jak te konie wyranżerowane z szeregów, które nawet z paszy biegną na swoje miejsca, gdy trąbkę usłyszą. Moskal przy herbacie w poufałym towarzystwie puszcza się niezmiernie daleko w słowach, ale zawezwany, aby je poparł czynem, cofa się i milczący idzie dawną drogą. Cesarz Mikołaj dowiódł nadzwyczajnej znajomości swojego narodu, gdy wyszedłszy do zbuntowanego ludu krzyknął nań...
— Na kaleni! (Na kolana).
— Tak, na Moskali dosyć jest huknąć, w imię posłuszeństwa, do którego przywykli, aby najsroższych rewolucjonistów onieśmielić.
Kniphusen, oprócz tego nałogowego sołdackiego posłuszeństwa, był jeszcze jak widzieliśmy, niedowiarkiem. Bawił się tak rewolucją z początku jakby sobie grał w bilard, ale go to w końcu znudziło i gdy pułk wyciągnął w pole, poszedł z nim, szukając świeżych wrażeń w walce z powstaniem.
— Baron! zawołał pułkownik.