Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozostać w mieście i dać się ująć gdzieś w kącie. Młódź, uciekająca od branki, już poczynała wychodzić z Warszawy, potrzebowała ona dowódców, a Naumów jako oficer wyznaczony był już był do pierwszego, formującego się oddziału. Wieczór ten przyśpieszył wyjście, postanowił następnej nocy wyjechać. A gdy Magdzia oprzytomniała, z cicha wyszepnął.
— Zamiast jutro, dziś się nam już trzeba pożegnać, nie mogę dłużej pozostać w Warszawie, może nie będę już mógł przyjść do was, a więc, siostro kochana, bądź mi zdrowa!
— Czekaj, odpowiedziało mężne dziewczę, które już odzyskało było całą odwagę i przytomność: — Stanie się jutro jak zechcesz, ale dzisiejszej nocy nie podobna wyjść, bo by cię w ulicy złapali. Któż wie, czy się jeszcze zobaczymy w życiu? Przesiedźmy i przegwarzmy tę ostatnią noc spokojną, kiedyś tak szczęśliwie ocalony, dziś cię nie puścimy, wszak prawda mamo?
Matka, która szeptała modlitwę jakąś jeszcze ze strachu przyjść do siebie nie mogąc, kiwnęła tylko głową, a Lenia potwierdziła słowa siostry, donosząc, że w ulicy pełno było żołnierzy.
Napełniono lampę na nowo, siostry obie zakrzątnęły się około drugiej herbaty i wszyscy zasiedli do koła okrągłego stołu.
W życiu tych dwojga ludzi pamiętna była ta noc styczniowa wśród cichej rozmowy: z ulicy dolatywały ich dziwne krzyki, straszne jęki pobranych siłą do służby wojskowej i rodzin, które nieszczęśliwych skazanych przeprowadzały łkaniem i płaczem. Każdy