Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potrzeb wyższych i jak ideał trzeba jej być czystą, wielką, poważną, świętą.
— Urodziłeś się na poetę — odrzekł drugi z uśmiechem — z twoją teorią nigdyby ludzkość nie pozbyła się despotyzmu... przeciwko niemu, na tę stugłową hydrę wszelki oręż jest dobry. Cóż oni czynią z nami?
— Na miłość Boga! — krzyknął Zygmunt, jestże to powód abyśmy my byli nikczemni jak oni? więc dla tego, że oni się kalają i my kalać się mamy...?
Inaczej ich nie zwyciężymy! — zawołało kilku.
— Owszem, inaczej tylko zwyciężyć ich można, mówił z zapałem Dołęga. To co ma zwyciężać, musi mieć w sobie siłę, przede wszystkim siłę ducha czystego, wielkiego, musi mieć w sobie świętość, tylko w imię idei potężnych zyskuje się potęga... a myślicież, że użycie mordu, trucizny, sztyletu, zdrady, i fałszu nie zatruwa jadem całej pracy, nie sieje w niej nasion zguby, nie spodla jej do wstrętu aż i ohydy?
— No! no! — rzekł ciszej któryś, nie rozpalaj się Zygmuncie, wezmą cię także za Towiańczyka, który czeka zastępu aniołów mającego mu w pomoc z niebios zstąpić.
— Przyznam się wam — ozwał się Dołęga, że wolę, aby mnie nazwano marzycielem... i mistykiem, niż zbrodniarzem...
Kraj mój tak kocham, że ani w swojej, ani w drugiego dziecka jego osobie, nie chciałbym skalać imienia polskiego.
— Cicho! mówmy o czym innym!
— Nie! nie! — zakrzyknął, pięścią znowu stukając o stół Zygmunt — nie! mówmy o tym właśnie, bo to rzecz zasady... Widzicie i zna-