Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeć na jenerałównę, która śmielsza nieco wołała ku sobie stojącego opodal Kniphusena.
Baron był w wielkim mundurze, na skinienie ruszył się, bo mu się ludzie ustępowali i przybiegł do powozu.
— Baronie, zawołała gwałtownie Natalia, chwytając go za rękę, ratuj mnie, ten niegodziwiec... widziałam rewolwer... chciał mnie zastrzelić!...
— Kto taki? co pani mówisz?
Natalia chwyciła się za głowę.
— A! prawda wy mnie zrozumieć nie możecie. Wystawcie sobie, tu przed chwilą, widziałam Naumowa tak jak was widzę. Stanął koło powozu, a że się obawiał, żebym nie zakrzyczała na policję i żołnierzy groził mi, mówię wam, groził mi, że do mnie strzeli.
— Kto? Naumów? do was? Natalio Aleksiejewno! rzekł uśmiechając się baron, temu to nie uwierzę, mógł wam grozić że was gwałtem pocałuje, on co w was był zakochany do szaleństwa...
Natalia zaczerwieniła się mocno.
— Ale przysięgam wam na Boga, zawołała żywo, że tak było jak mówię.
— Naumów? powtarzał baron parę razy. Skądże on tu?
— Pokazuje się, żywo zaczęła mówić jenerałówna, że się tu chowa, że spiskuje, zaraz o tym trzeba powiedzieć ojcu, żeby go policja dzisiaj szukała.
Baron zmarszczył brwi.
— A wiecie, co go czeka jeśli złapią? zapytał.
— No, to go rozstrzelają albo go powieszą!
— Tak jest, znacie dobrze prawa wojskowe, ale Natalio Aleksiejewno przez jednego