Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedziawszy się, że na Pradze znalazły się tłumy, okrzyki, że jacyś ludzie czepiali się powozów, że wielki książę przywitany był jak zbawca narodu. Dla wszystkich widocznym to było, że policja Wielopolskiego zręcznie dosyć ułożyła tę reprezentację, która oburzyła wszystkich. Stanisław przez ciekawość, przebrany pojechał na Pragę. Ścisk około kolei zastał wielki, a tłum z którego wydostać się już nie było można, wepchnął go na jakiś powóz, w którym siedziały kobiety. Przyparty do samych drzwiczek, nieśmiało podniósł głowę i z przerażeniem ujrzał nad sobą oczy Natalii Aleksiejewny. Stał tak blisko, że mimo przebrania niepodobna było, ażeby go nie poznała. Wiedział, że jeśli go pozna, natychmiast wskaże policji, bo Kniphusen i inni jego towarzysze, z którymi się widywał, stokroć mu powtarzali z jak nieubłaganą nienawiścią jenerałówna o nim mawiała. Chciał natychmiast cofnąć się za powóz, ale tłum był tak zbity, że ruszyć się nawet nie było można.
Z pierwszego wejrzenia bystro na siebie rzuconego, poznał natychmiast grożące mu niebezpieczeństwo. Przelotnym błyskiem oczy Natalii powiedziały mu, że go poznała, posłyszał nad sobą wykrzyk i żywe kobiet szeptanie. Napróżno usiłując się wydostać w rozpaczy, oblany zimnym potem, widząc, że nad zuchwalstwo nie ma innego ratunku, podniósł żywo głowę i śmiało spojrzał na jenerałównę. Blada ze ściętymi ustami siedziała drżąc i zdawała się szukać kogoś, coby jej posłużył do wykonania jakiegoś zamiaru.
Śmierć stanęła w oczach Naumowa, ale odzyskał natychmiast odwagę, przyłożył rękę do czapki i rzekł cichym głosem.