Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludu już nie można było powstrzymać inaczej jak odwłoką i obietnicami, że nie pozostanie bezczynnym, że przyjdzie dlań chwila walki.
Oprócz ludzi, którzy za granicą siedząc wyrabiali sobie teorie powstania na bulwarach paryskich, nikt sumienny nie mógł się w tym boju spodziewać zwycięstwa. Czuli wszyscy, że krocie bagnetów i dział, że trzej połączeni nieprzyjaciele, w końcu zmódz nas muszą. Ale walka, śmierć ta i upadek były znośniejsze nad znęcanie się nieprzyjaciół.
Kniphusena nie posądzano nawet o stosunki występne. Jenerał ubolewał przed nim nad zepsuciem młodzieży, nad zarazą, która się wkradła do wojska z knowaniami rewolucjonistów. Baron potakiwał, ale zimno, w końcu wysłuchawszy długich i pospolitych wyrzekań, odezwał się z uśmiechem.
— Nie ma się tu czego obawiać panie jenerale, Rosja silna, a garstka szaleńców wcale dla niej nie groźna. Ot tak prawdą a Bogiem nie macie się też bardzo czego użalać, jaka tam jest ta wojna, zawsze przyjdzie stopa wojenna, żołd podwójny, no i krest i ranga i podziękowanie w formularzu i przecież wojsko na coś się zda matuszce Rosji.
Jenerał popatrzał na niego bacznie, prawie się zląkłszy, że mu tak wykradł myśli z głębi duszy.
— A was się zawsze żarty trzymają, rzekł, udając smutne westchnienie. Zarobek tam niewielki, a co biedy i kłopotu, a co niepokoju, a jaka odpowiedzialność! Wtem Natalia Aleksiejewna przerwała mu z śmiechem.
— Ja już jestem szczęśliwa, żem widzia-