Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Białawy dym pierwszych wystrzałów unosił się już nad pobojowiskiem tym dziwnego rodzaju, w którym z jednej strony było pijane wojsko z bagnetami i szablami, z drugiej lud na klęczkach, kobiety i dzieci zapłakane, księża, i krzyże. Zaraz po pierwszym wystrzale, na którego skutki spoglądał z okien zamkowych książę Gorczakow, doradcy jego i świta, żołnierze wyszli z szeregów chwytać zabitych i rannych. Straszniejsze może jeszcze od strzałów było to zwierzęce rzucanie się na tłum, który nie chciał się bronić. Żołdacy pijani chwytali żywych jeszcze, wlekli ich za nogi po bruku i rozbijali im czaszki o kamienie. Do niejednego rannego czepiali się żołnierze zarazem i broniący go bracia: naówczas kolbami odpychano obrońców, a przeraźliwy krzyk zwiastował, że rannego katowska ręka dobiła. W mgnieniu oka chciwi łupieży obdzierali trupy i nagie ciała znikały za szeregami Moskali. Ileż to scen okropnych, ile bohaterskich czynów pokrył mrok tego wieczora, ile ust w skonaniu wykrzyknęło ostatnim tchem, niech żyje Polska! — Naumów stał zrazu obojętny, osłupiały, dopiero gdy ujrzał jak się żołnierze rzucili na Kapucynów klęczących w rogu Senatorskiej ulicy, gdy spostrzegł w rękach ich okrwawione kobiet ciała, a niedaleko od siebie dziesięcioletniego chłopaka, który jedną ręką rozdartą pierś przyciskał, a drugą czerwoną czapeczkę do góry podrzucał, gdy z obłoków sinego dymu pokazała mu się cała zgroza tego straszliwego obrazu, poczuł gwałtowne serca bicie, uczucie ludzkie wzięło górę nad niewolniczą bezwładnością żołdaka i zimny pot oblał mu skronie. Chciał