Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Amen! — zawołał ksiądz Serafin klękając i począł modlitwę, którą lud poruszony do żywego za nim powtarzał.
Starzec upadł pod figurą, wyczerpawszy ostatek siły, położył się z rękoma na krzyż złożonemi, zamknął oczy. Podano mu do rąk gromnicę i ojciec kapucyn począł modlitwy nad konającemi.
Starzec długo jeszcze ustami poruszał, potem otworzył oczy, spojrzał na wypogodzone niebo, na ludzi otaczających, jakby świat cały żegnał i drżącą ręką kładnąc na piersi znak krzyża świętego, zamknął oczy na wieki.
— Wieczne odpocznienie racz mu dać Panie.
— A światłość wiekuista, niechaj mu świeci, niech odpoczywa w pokoju wiecznym. Amen.
Odpowiedział lud po cichu.
Ciekawi zbliżyli się wszyscy do ciała, które już zimne leżało u figury, a na twarzy pozostał jeszcze wyraz modlitwy i błagania, jaki miała w chwili rozstania duszy z ciałem.
Natychmiast ruszyli się niektórzy do miasta po trumnę, inni po pogrzebowe potrzeby, po księży. Wniesiono pustelnika do chaty, w której naprędce urządziwszy posłanie z liści, zarzucone płaszczem danym przez podróżnego, co nadjechał na ostatnie słowa starca — położono go na niem. Jedna świeca paliła się w głowach, a ojciec Serafin pokląkłszy odprawił modlitwy nad umarłym.
Tegoż wieczora tłum jeszcze liczniejszy z Lublina i okolic zebrał się u kamiennej figury; przybyli księża, chorągwie i cała pompa pogrzebowa, poświęcono grób w którym chciał spoczywać pustelnik.
Miejsce to było, w którem przed kilkunastu laty zasadzał się na życie nieprzyjaciela, i pogrzeb w niem był pokutą, jak życie tu było dobrowolnem upokorzeniem, dobrowolnie zadaną sobie męczarnią.
Żadnej nie było mowy na pogrzebie, ale mnogość ludu, ale łez wiele i modlitwy wiele. Cztery żółte deszczki wyschłe ciało starca zamknęły — położył się