Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/80

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Zawsze oni przedemną. Wszyscy i jednego nie brakuje, wszyscy, których zabiłem, zdradziłem! przedałem, zamęczyłem! Jeszcze płyną rany, jeszcze sączą się łzy. Tyle lat i wszystko jakby wczoraj się stało! Tyle lat pokuty i jednej plamy nie zmazałem, jednej nie starłem zgryzoty!
    Począł się modlić po cichu i płakać znowu. Podróżny w ciemnym płaszczu stał ciągle u drzwi chaty, mimo deszczu i wichru, przykuty do progu ciekawością i strachem. Nareszcie widział jak stary powstał spokojniejszy po modlitwie i zdawał się Panu Bogu wznosząc ręce dziękować, oddychał.
    — Tak! tak! czuję — mówił do siebie: — czuję że umrę: oni poszli. Sprawiedliwości Bożej, miłosierdziu Bożemu dosyć, bo za tyle grzechów, czemże moja pokuta? Umrę. Ich już nie ma przedemną — znikli! Dzięki ci miłosierny Panie! Chciałbym się wyspowiadać, chciałbym publiczną uczynić pokutę, jak były jawnemi grzechy, a nie mam siły zwlec się do miasta, nogi mi drżą i podnieść się na nie nie potrafię. Bóg łaskaw ześle mi kogo.
    To mówiąc posłyszał parskanie koni u drzwi chaty i zawołał:
    — Kto tam?
    — Podróżny!
    — Chrześcijanin? Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
    — Na wieki wieków. Amen.
    — Dokąd jedziecie?
    — Do Lublina.
    — Dajcie mi ostatnią jałmużnę.
    — Jakiejże chcecie?
    — Jedźcie do Kapucynów i proście ojca Serafina, niech mnie przyjdzie wyspowiadać, czuję śmierć moją blizką; powiedzcie mu, że chcę spowiadać się przed ludem i odkryć imię moje, grzechy moje, aby okazać że nie ma bezkarności na ziemi, że nie ma szczęścia dla złych! Proście go odemnie, od Jana z pod figury. Uczyńcie to dla miłości Bożej!