Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zawadą, a na myśl nie przyszło cieszyć się niem. Albertek chował się w izbie służących, nie pokazując prawie nigdy matce. Smutnem więc okiem poglądała na swój wyjazd starościna, jak na wyrok wiecznej nudy, jak na rozbrat z miłym światem, ale nie można było dalej żyć w Warszawie, na takiej stopie jak dawniej, a zniżyć się nie chciano. Najlepszym więc i jedynym sposobem było, jak wszyscy zrujnowani, wyjechać na wieś. Tak się stało. Jednego zimowego poranku, przechodnie ujrzeli na krakowskiem przedmieściu, ciągnący długi szereg powozów, bryk, koni, fur, ludzi. W środku ogromna kareta na saniach, sześcią końmi ciągniona, z zapuszczonemi firankami, mieściła w sobie starościnę i starego Poraja. Tuląc twarz w chustkę, Zuzanna rzewnemi łzami płakała po lubej Warszawie. Ojciec ją jako tako pocieszał, sam niewiele mniej od niej cierpiąc. Obojga życie całe, serce całe zostało w Warszawie, duma ich wiodła tylko na wieś, robili jej ofiarę, a nad ofiarą płakali.
— O! mój ojcze, mój ojcze! — wołała Zuzanna — ja nie pojmuję, jak mogliśmy tak prędko stracić, zmarnować taką fortunę. Myśmy jej nie stracili, ludzie nas oszukują, kradną.
— Hm — odparł smutny starosta — to bardzo być może, ale wszystko jedno, czy myśmy ją stracili, czy ludzie nam z rąk wydarli, dość że jej nie mamy. Trzeba teraz żyć znowu na Porajowie; dobrze że się choć to oczyściło!
Zuzanna milczała, wyjeżdżali właśnie za rogatki i byli już w polu, wrzawa otaczająca ustała, sanie po wyślizganej drodze sunęły się szybko, myśli równie rączo leciały naprzód. Płakała Zuzanna, wzdychał starosta. Tak dojechali w ponurem milczeniu na popas, któren przysposobiono o mil trzy, w karczmie u brzegu lasu stojącej. — Gdy otwarto drzwiczki karety i starosta wysiadał, zastąpił mu drogę czarno zarosły, odarty mężczyzna, który z podełba nań naprzód spojrzał, potem o jałmużnę cicho poprosił. Starosta kazał go odepchnąć, Zuzanna przeszła mimo niewidząc. Żebrak wy-