Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Książe był mocno zmięszany, i gdy chwytając go za rękę powtórzyła:
— Ty zawsze ze mną?
Ledwie się zebrał na odpowiedź wymuszoną:
— Możeszże o tem wątpić?
Po chwilce rozmowy, w której wydawała się niespokojność obojga, książe pożegnał starościnę i wyjechał.
Zaparto wrota kamienicy, u których pilna straż stała; rozesłano listy do rządców i dzierżawców majętności, ostrzegając o Maleparcie i opisując go jak obłąkanego co się doktorom wyrwał. Starościna spać nie mogła, bo jej się zdawało ciągle, że mąż dusi ją za gardło i dopomina się zemsty; jeść nie mogła, lękając otrucia. Dziecko swoje tuląc, wystraszona, wychudła latała po pustym domu, nie wiedząc co począć z sobą. Nowy cios ją czekał jeszcze.
Nazajutrz odebrała list księcia, pełen przysiąg stałej i niezłomnej miłości, ale pełniejszy jeszcze zgryzot sumienia i żalów, a definitive oznajmujący zerwanie stosunków i wyjazd do Paryża.
Starościna czytając go omdlała i przyszedłszy do siebie dzień cały płakała, rozpaczała, biegając od kolebki syna do okien, z których widzieć się jeszcze niewiernego spodziewała. Napisała do niego zaklinając, aby raz ostatni przybył do niej; ale książe wiedział że podobne pożegnania są najniebezpieczniejsze i umknął co najprędzej. Bez rozmysłu, jak szalona, Zuzanna pobiegła oznajmić ojcu, że jedzie do Paryża.
— Ja tu pozostać nie mogę — zawołała — on mnie napadnie i zabije mnie, zabije dziecko. On czeka na zemstę, muszę uciekać! Rządźcie wszystkiem, dajcie mi pieniędzy i dozwólcie jechać.
Starosta gdyby nie żal córki, niebardzo by się temu sprzeciwiał, a gdy zaczęła prosić go, błagać, płakać, zamilkł i rzekł wreszcie:
— Rób jak chcesz.
Zuzanna rozkazała pakować, i w ciągłej gorączce, wybierała się w drogę, ciesząc się że dogoni niewier-