Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzebny i rozumie się że inaczej niedopuszczę małżeństwa, chyba wyposaży ją dobrze i zapisze majątek. Myśl złota! Trochę jej poświęcić potrzeba. I ileż to ekskuzuje mnie przykładów, ile małżeństw podobnych w najpierwszych rodzinach kraju. Ile połączeń z domami szlacheckiemi, bez fortun nawet, a tu fortuna — i jaka jeszcze fortuna! Złota myśl, powtarzam, to tylko sęk, czy p. Katarzyna zechce; mówiła coś o nim z przekąsem? Pełnoletnia! Zawsze jednak zostaje pod moją władzą i opieką. Namówię ją, namówi się sama! A w ostatnim razie, w razie oporu — Zuzia pójdzie za niego! Nie chciałbym jednak dawać mu Zuzi!
Starosta mówił tak sam do siebie, chodząc po izbie wielkiemi krokami i niezważając wcale na kobiety, które w milczeniu to na siebie, to na niego poglądały.
— Tak jest! — powtarzał — jeźli tylko wieści nie zwodzą, jeźli tak bogaty w istocie, jeźli się dowiem o nim, że przynajmniej nie splamił się niczem zbyt brudnem, dam mu siostrę, wreszcie córkę. Będę go miał w ręku! Rotmistrza użyję na spenetrowanie jego zamysłów i poduszczanie go z lekka. To zręczny człowiek: rozmówmy się z nim.
Szybko wybiegł z pokoju zamyślony starosta i udał się do swojej komnaty, w drugiej stronie zamku położonej. Była to jedna z tych staroświeckich izb sklepionych, z wązkiemi oknami, grubemi i pełnemi framug ścianami, z drewnianemi wśród nich ramami, w których wisiały resztki niedopłowiałego zielonego adamaszku. Na nim z czarnych grubych ram, wyglądały zasępione portrety kilku Porajczyków, z długiemi wąsy, w szubach karmazynem pokrytych, z laskami w ręku, sygnetami na palcach, czapkami futrzanemi na głowach. Nad każdym z nich świecił herb w górze, jak owa gwiazda trzech króli, wiodący ich do wielkich czynów, do świata sławy i blasku. Sarosta spojrzał wchodząc na przodków, i uczuł się małym, w oczach tych nieugiętych sarmatów. Jeden z nich poległ w obronie kraju, na granicy tureckiej; drugi