Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobranoc, dziękuję!
Mecenas zacinając silnie konia odjechał od ganku cały rozmarzony, z roztarganemi myślami, głową pałającą i pełną projektów. Starosta trafił w słabą jego stronę, rozdmuchał i tak już poczynającą gonić w sercu ambicją. Teraz lecąc jak szalony na koniu, dziwnie daleko puszczał się marzeniami, widząc przed sobą zapomnienie przeszłości, nasycenie dumy i próżności; sukcesa piętrzące się jedne nad drugiemi!
Ani się opatrzył jak stanął u ciemnego ganku Grabowego dworu, a znużony wrażeniami i drogą odbytą, padł na łoże i usnął. We śnie znowu widział się magnatem, a do koła klęczącą szlachtę, pijącą jego zdrowie i krzyczącą vivat! widział się u boku króla, okryty błyszczącemi od drogich kamieni sukniami, z czołem promieniejącem i sercem wzdętem dumą; widział się na zamku jakimś, w wysokiem krześle złoconem a mnogość ludu pod nogami, z gołemi głowy, kłaniającą się jego wielkości.
Przebudził się, a sen nocny nie ustał w jego głowie, marzył jeszcze to samo co wczoraj, co w nocy. Szybko uczyniono przygotowania do drogi, łatwo mu było wybrać się, bo jeden tylko tłumaczek z sukniami i z papierami szkatułka, cały sprzęt podróżny mecenasa stanowiły.
— Pojadę — rzekł w duchu — pojadę i powrócę, aby nawzajem ich zdziwić i zaćmić mojem bogactwem. Mogę łatwo wystąpić jak on, i lepiej i wspanialej jeszcze. Mam z czego! Pojadę i powrócę innym wcale! Nie pożałuję na nic, wysypię pieniędzy ile ich potrzeba będzie, ile mam. Dopiero wówczas pozna mnie starosta!!
Tak mówił do siebie, i mówiąc sam jeszcze z sobą walczył. Dawne a długie skąpstwo, wkorzenione w sercu, przeciwiło się dumie, co je chciała sobie na ofiarę poświęcić. Żal brał rozsypywać pieniądze, tak pracowicie zgromadzone, w pocie czoła i sumienia powolnie wyssane z ludzi, okupione krwią i łzami, oszukaństwy i występki.