Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiersze, lub nic wcale, herbu nie znasz a jednak patrzaj gdzie są? U boku królewskiego, w senacie, i tylko co nie widać, jak zostaną książętami Imperji.
— Tak jest?
— Tak jest — rzekł starosta: — ożenieniem najczęściej z pięknego rodu osobą wchodzi bogacz w nasz świat, i dalej już, byle był szlachcicem, nikt go nie pyta, czy jego przodkowie sieli hreczkę, czy senatorami byli. Weźcie to do siebie, dodał, możecie być więcej i daleko wyżej, macie szlachectwo i fortunę ogromną, macie talenta, możecie dojść wysoko.
— Nadto mi podchlebiacie, starosto!
— Szczera prawda, przyjacielska rada, bylebyście chcieli, dosiągnięcie wysoko. Nikt was nie spyta zkąd idziecie, bo to i z mody wychodzi, i staroświecczyzną trąci.
Maleparcie nie trzeba było tak wiele, aby go do reszty zdurzyć, zapomniawszy na wszystko, wydał się z wesołym uśmiechem na twarzy, i starosta miał przyjemność widzieć naocznie skutek swej mowy.
— Tak, tak, kochany sąsiedzie, dodał: niechaj w kącie siedzi, kto w nim siedzieć musi, dla was to nie stosowna. Okradalibyście kraj z użytecznego człowieka. Wierzcie mi, miejcie więcej ambicji: nie przystoi się tak zakopać na wsi, macie już dosyć, możecie przestać zbierać a zacząć używać.
Oszołomiony zupełnie, w najweselszym humorze, wyniósł się Maleparta, pożegnany najserdeczniej przez wszystkich z zamku starosty. Gospodarz wywiódł go na wschody, rotmistrz do ganku.
Gdy siadał na koń, spytał go:
— Kiedyż się zobaczymy?
— Podziękujcie jeszcze raz staroście za łaskawe przyjęcie i powiedzcie mu, że muszę pojechać do Lublina, ale za tydzień, a dwa najdalej, powrócę i nieomieszkam submittować się w Porajowie.
— Jedziecie więc znowu do Lublina?
— Muszę, ale na krótko.
— A zatem szczęśliwej drogi i prędkiego do nas powrotu.