Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łanka, którego oddał w ręce człowiekowi jaki mu się nawinął), aby zrobić miłą znajomość z wielmożnym panem dobrodziejem.
— Bardzo mi przyjemnie — mruknął Maleparta. — Pierwsza to znajomość w sąsiedztwie.
— Co wielmożnemu panu dobrod. sama submittować się przybywa. Cha! cha! dodał rotmistrz. Pozwolicie mi wytchnąć chwilkę, bom i ja i konisko strzepali się dobrze w upał.
— Proszę, bardzo proszę, chociaż — rzekł Maleparta — i ja tu gość jeszcze, a przyjąć nie mam czem.
— Dobrą wolą, dobrem sercem, — odparł żwawo wchodząc rotmistrz — nam na tem dosyć. — I wyciągnął rękę. — Pozwólcie mi usiąść.
— I owszem, proszę bardzo.
— Ale wielmożny pan dobrodziej — dodał pan Atanazy oglądając się — jesteście tu w istocie nie bardzo wygodnie. Dziwi mnie, żeście sobie to miejsce z innych majątków na mieszkanie obrali, nie mając domu przyzwoitego?
— Nie wiem, może też tu urządziwszy się długo mieszkać nie będę — odpowiedział Maleparta.
— O bardzo byśmy żałowali miłego sąsiada co nam przybywa i zwiększa grono naszej szlachty! pan starosta wczoraj przy wieczerzy, dowiedziawszy się o przybyciu jego w sąsiedztwo, wynurzył życzenie poznania i zatrzymania go w tych stronach. Mało mamy ludzi! Sejmiki nasze puste!
Maleparcie jak błyskawica przeleciała po głowie.
— Ależ pewnie nie brak kandydatów? ozwał się.
— Jest wiele, a nie ma takich jakich życzymy — odparł rotmistrz: — pożądany przybyły, bo w nim podporę dla Rzptej nową znaleźć sobie obiecujemy. Wpan dobr. słyszałeś co o staroście naszym, o poczciwym i nieoszacowanym?
— Słyszałem trochę.
— Pan z panów, rzekł rotmistrz, familja jego z dawiendawna ma tu wziętość w całej ziemi naszej i przewagę na sejmikach, skolligowany z przedniejszemi