Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/21

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    darujemy. Jeszcze kieliszek.
    — Dosyć już tego wszystkiego razem — zmienionym głosem odezwał się Maleparta, — dowiedziałem się co wiedzieć chciałem. Rządzca się jeszcze nie domyślił nic i nalegał na podróżnego aby pił. Chmurne czoło Maleparty, od dawna przerażające jejmość, co nań ukradkiem spozierała, opamiętało go nareszcie.
    — Prowadź mnie do przygotowanej izby — odezwał się mecenas.
    — Ale, ale to izby dla dziedzica.
    — To też mówię ci, żebyś mnie do nich prowadził.
    — Ale jeźli nadjedzie?
    — Już nie nadjedzie.
    — Waćpan sam mówiłeś.
    — Mówiłem i powtarzam że nie nadjedzie, bo nadjechał!!
    Rządzca osłupiał, potarł czoło, otrzeźwił się — żona jego zbladła jak ściana.
    — Ja jestem dziedzic — dodał Maleparta — a waćpan wybieraj się ztąd co najrychlej. Dosyć już tu przyzbierałeś. Rzeczy zaś jakie masz, konie i chudobę zostawisz mi na gruncie do obrachunku.
    To powiedziawszy i niezważając na lament w izbie wyszedł w ganek. Ludzie stali pod nim.
    — Zawołać mi gumiennego i gromadę.
    Rozbiegli się posłuszni.
    W godzinę potem już odebrał rządy panu Protazemu i klucze miał u siebie. Na przeciwko płacz był, narzekania, lamenta do dnia białego; a w izbie mecenasa liczyły się pieniądze, sprawdzały regestra, badali ludzie. Tysiące nadużyć się wykryło, bo jak skoro przestano się lękać rządzcy, mówiono nań co ślina do gęby przyniosła. — Ratując się obciętemi poły, pan Protazy musiał wypłacić mecenasowi około trzech tysięcy złotych, i tym ledwie sposobem z resztą majętności z jego szpon się wydarł.
    Po wyjeździe rządzcy nowego nie ustanowił mecenas, postanowiwszy sam zamieszkać na wsi. Miasto już mu się było sprzykrzyło, może dla tego, że nadto go