Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/20

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Hm! — uśmiechając się dodał rządzca — znajdzie się i siano.
    — Dla czegoż go dawniej nie było?
    — Ot tak po szczerości powiem.
    — Powiedz waćpan po szczerości.
    — Moje konie i jejmościne cielęta go zjadali.
    — A stawy nigdy się podobno nie spuszczały?
    — Regularnie.
    — I nie było ryby?
    — Słuchaj waćpan! — rzekł śmiejąc się podochocony — to nasz dochód; dla pana głupstwo, a dla nas stanowi.
    — I wieleż naprzykład?
    — Parę tysięcy.
    Maleparta się skrzywił.
    — Jednem słowem — dodał rządzca, — dawaj waćpan jakich pięć tysięcy wyżej regestrów, a jeszcze zostanie się i nam czem podzielić. Tylko słuchaj, za ufność ufność i dotrzymaj słowa.
    — Dotrzymam danego sobie słowa — odrzekł ponuro mecenas.
    — A teraz jeszcze zdrowieczko pańskie! — dodał rządzca podnosząc kieliszek.
    — Nie, dosyć już tego — zawołał mecenas — chodźmy do regestrów.
    — Co! do regestrów? Bierz djable regestra! To na potem jak on przyjedzie.
    — Daj mi je waćpan zaraz.
    — Po cóż?
    — Żebym zobaczył co tam popisałeś.
    — Alboż myślisz że się z nich co dowiesz? — spytał ze śmiechem pan rządzca. — Regestra są dla dziedziców, a prawdę sam Pan Bóg wie i ja. Wierz waćpan na moje słowo. Czy to jegomość chcesz się omłotu z nich dowiedzić czy ekspensy? Porzuć a ufaj mnie, co ci szczerą prawdę mówię. Dawaj choćby i wyżej, a nie zawiedziesz się.
    — Pewnie?
    — Niechybnie! my tu sobie po szlachecku zagospo-