Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

klejnot starożytny pp. Paprockich; że ci ludzie i kobieta widziani na zamku, muszą to być ubodzy krewni, którzy chcieli skorzystać z niego, a których opłaciwszy, aby milczeli, odprawił. Niczego większego nie domyślał się starosta, a dla niego to już było ogromnem i nie darowanem. Ale cóż było począć? Stało się co się stać miało i należało tylko utaić, co by się znalazło czarnego i plamiącego w tej całej sprawie.
Starosta myślał o tem długo, potem postanowił szczerze i otwarcie z zięciem się rozmówić. Przynajmniej, rzekł w duchu, będę wiedział, jak na to radzić.
Ale pomimo, że odwiedziny przechrzty u Maleparty, nie wielu osobom początkowo wiadome być mogły, wieść o nich, dziwnie tłumaczona, rozeszła się cichaczem po zamku, od sług do panów, od panów do pań idąc, z szybkością ciekawej plotki. Nowożeniec, okryty tajemnicą jakąś niedocieczoną, zwracał uwagę wszystkich; opowiadano sobie na ucho różne połapane o przeszłem jego życiu wieści. P. Katarzyna dowiedziawszy się o wczorajszej scenie, od sługi co drzwi pilnował, klasnęła w dłonie.
— Nie powiedzą teraz żem zmyśliła! — zawołała. Starosta unikał spotkania z siostrą, bo się lękał teraz i nie chciał po niewczasie wymówek; a nim przystąpił do rozmowy z zięciem (bo był pewien, że się w swem przypuszczeniu nie mylił), postanowił odszukać tych ludzi, co wczoraj pokazali się na zamku i wybadać z nich czego od Maleparty chcieli. Posłał więc najzaufańszego sługę, do miasteczka naprzód, potem po drogach i wsiach okolicznych, wyszukać tych ludzi i wypytać. Ale napróżno, gdyż wysłaniec dni kilka strawiwszy, powrócił z niczem. Nikt ich nie widział nigdzie, wpadli jak w wodę.
Potrzeba więc było innego użyć sposobu na dośledzenie prawdy i starosta postanowił rozmówić się z zięciem. Niespokoiła go niepewność, chciał przynajmniej wiedzieć o co szło, i jak radzić na to, po głowie mu chodziło tylko, że pan Paprocki, podejrzanego był szlachectwa.