Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Musiałem się dobrze upocić, nimem ją odzyskał, ale nie myślcie, abym to dla jej pięknych oczów czynił: zrobiłem to dla majątku. Jestem otwarty, widzicie. Musiemy żyć razem, porozumiejmyż się nadal mościa pani. Nie katowałem, nie biłem, nie męczyłem, a żem zamykał, pokazało się sprawiedliwie i za mało jeszcze, kiedyś mimo tego miała czas brać podarki od obcych i nakoniec uciec z domu. Nie ma się więc na co skarzyć.
— O! zapewne nie ma — odpowiedziała powstając żywo, i z niezwykłą energią przemawiając Rózia, której zrozpaczone położenie sił dodało. — Tak! byłeś mi dobrym, troskliwym, najłagodniejszym, najwyrozumialszym z mężów! Nie ty zabiłeś moją matkę swojem tyrańskiem obejściem, nie ty zabiłeś człowieka, co mi chciał z miłosierdzia do wyrwania się z tej niewoli dopomódz. Nie ty zabrałeś majętności i morzyłeś nas głodem! Mnie to mniejsza, bodajbyś był umorzył, byłabym ci konając dziękowała; ale matkę moję, starą, biedną matkę, której pogrzebu nie chciałeś zapłacić. I za to wszystko coś dla mnie uczynił, możesz-że się spodziewać uległości, przywiązania?
— Przywiązania ja wcale nie chcę, a do uległości nie namawiam, ani proszę, bo się sam o nią postaram — zawołał rozjątrzony Maleparta.
— Pilnuj mię więc — odezwała się kobieta — zamykaj, bo ci wręcz powiadam, że gdy będę mogła, ucieknę.
— Zdaje mi się jednak, że nie będziesz mogła i to mnie uspokaja — złośliwie rzekł Maleparta. — W oknie krata, u drzwi rygle, zapewnię że nie ucieczesz. Tymczasem, na wszelki wypadek, dopełnić potrzeba tego, czegom dawniej nie zrobił, nadto jej ufając. Podpiszesz mi to — rzekł podsuwając jej papier i pióro.
— Nic ci nie podpiszę! zawołała żona.
Maleparta wtrząsł się z gniewu.
— Rozmyśl się co mówisz! Jesteś w moim ręku i sama wiesz, że mnie nie ustraszy śmierć twoja. Zabiłem jego, zabiłem matkę powiadasz, mogę zabić