Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w wówczas zaśpiewał co chciał odstępnego. Widzę że lepiej się biorą niźlim się spodziewał, ale czekajcie! I jam nie głupi! pretensje, na pretensje znajdziemy i zobaczymy kto lepiej wyjdzie.
I chwilę chodził milczący i znowu się odezwał po chwili:
— Kto by się tego nieszczęścia spodziewał, po tej niewinnej minie! Do kata, kobiecie, strzelbie i koniowi nigdy wierzyć nie można, powiada przysłowie; trzeba było słuchać, trzeba było mieć oko!
— Bież waćpan, dodał szybko, do klasztoru pp. Brygitek i prezentuj się jakby od deputata Górskiego, żądając pomówienia z p. Paprocką. — Dowiemy się czy istotnie jest w klasztorze.
Dependent poskrobał się w głowę, wziął za zmokłą czapkę i opończę i zabierał się do wyjścia.
— Spiesz się tylko waszmość, bo na sądy czas, a ja przez te głupstwa nie opuszczę sesji.
Niecierpliwie do okna i od okna ku drzwiom chodząc, oczekiwał na powrót posłańca Maleparta, ale że z Grodzkiej ulicy do klasztoru kawał był drogi niemały, błoto wielkie, nie mógł tak prędko powrócić posłany. W dobrą godzinę dopiero przyszedł nazad.
— A cóż?
— Nic.
— Pytałeś o panią Paprocką?
— Pytałem, i od pana Górskiego. Odpowiedziano mi, że nie ma żadnej pani Paprockiej w klasztorze.
— Trzeba było dodać, że wczoraj dopiero przybyła.
— Odpowiedziano, że nikt wczoraj nie przybył.
— Więc jej tam nie ma?
— Wedle wszelkiego podobieństwa.
Maleparta skrzywił się szpetnie i potarł suche i jeżące włosy.
— Tem lepiej, rzekł, tem lepiej: wziął ją więc dla swojej satysfakcji, i za to zapłaci mi co ja zechcę. Teraz tylko chodzi o dowody, że on, a nie kto inny mi ją wziął. To pewna, że nikogo nie znała, prócz niego, i wszelkie pozory.