Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

białe ząbki. Podobała mu się; powiódł za nią okiem i zatrzymał się, śledząc dokąd wejdzie. Ona także zwracając często głowę, bo wiedziała kto na nią patrzał, o kilka kroków otwarła drzwi kamienicy i spojrzawszy jeszcze na Malepartę, skryła się w niej.
Czekał mecenas długo, czyli nie wyjdzie znowu, a upewniwszy się że tam mieszka, bo dziewczyna wkrótce w innym stroju ukazała się z okna, wrócił do siebie. Odtąd spotykali się często w ulicy, pozdrawiali wzajemnie, a wyszczekana mieszczka, śmiała, żywa, niczego się nielękająca, niedająca się skrzywdzić i niedarująca słowa żeby na nań dziesięciu nie odpowiedziała, podobała się coraz bardziej Maleparcie. Tamtej pochlebiało, że sławny na całej ulicy i w mieście bogacz oczy na nią obrócił; rada była znajomości i postanowiła z niej korzystać.
Nie wiem pod jakim pretekstem Maleparta wszedł do domu mieszczanina, ojca Nastazji, starego opoja, co cały dzień dudlił z kufla miód, zapraszając nań kogo mógł i śmiejąc się głupowato ze wszystkich i ze wszystkiego. P. Hrehory, niegdy burmistrz, a teraz spoczywający na laurach swych zasług, prosty już obywatel miasta J. K. M. Lublina, nic nie znaczył w swoim domu. Nastusia była odmłodzonym tylko żywym obrazem jejmość pani matki, co całe życie burmistrza za nos i za co chciała wodziła. One obie z matką rządziły domem, sobą i ojcem. Jegomość spijał miód ile mu go jejmość na konsumpcją codzienną wyznaczyła i o resztę się nie troszczył. Matka niegdyś tak ładna jak Nastusia i jak ona zalotna, miała gachów mnóstwo, przez pamięć też na to, dozwalała córce robić co się jej podobało. Nastusia wychodziła kiedy i dokąd chciała, sama wprowadzała do domu znajomych swoich, matka ani ojciec nie mięszali się do tego, a jeźli wypadkiem powiedziała co jejmość, Nastusia dwakroć tyle odpowiedzieć potrafiła, zuchwale, śmiało i bez najmniejszego strachu. Jegomość jak ze wszystkiego tak i z tego śmiał się. Po trzeźwemu milczący i ponury, po pijanu wyrozumiały był i niepokonanej wesołości.