Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zuitę, czterech świadków i dwóch z palestry trybunalskiej z księgami i papierami.
Wszystko było przygotowane.
— Waćpani — rzekł do matki — zrzekasz się majętności swej na córkę. Waćpanna — odezwał się do Rózi — dajesz mi władzę poszukiwania swego wniosku. Proszę podpisać!
Tak nagle, tak dziwnie się jedno po drugiem odbywało, że kobiety znużone i struchlałe, nie miały czasu namyślić się, cofnąć, zaprzeczyć — obydwie podpisały podane im akta.
— Waćpanowie — rzekł Maleparta do przytomnych dziwnej miny ludzi — jesteście świadkami, jako się tu nic gwałtem i przymusem nie dzieje, wszystko po dobrej woli i z rozmysłem.
A teraz kolej na księdza.
Jezuita przystąpił do zapytań i wstępnych formalności.
Przez cały ten czas matka upadłszy na siedzenie, gorzkiemi łzami płakała.
Rózia, siły biorąc z nadziei swej poprawienia losu matki i zabezpieczenia jej spokojności, stała mężnie odpowiadając na pytania i nie pojmując może ważności aktu, przystępowała do związania się na wieki z nienawistnym od pierwszego wejrzenia człowiekiem.
Jezuita rozpoczął modlitwy i spiesząc widocznie, błogosławił nowożeńcom, potem donośnym głosem odezwał się do świadków znowu, przemówił kilka słów zimnych i wymuszonych do zaślubionych, zrzucił z siebie stułę i wyszedł.
— A teraz, rzekł Maleparta, czas porzucić tę izdebkę. Konie i kolasa czekają u drzwi na was, ludzie przysłani zabiorą rzeczy, jakie się tu znajdują. Chodźmy. — Rózia rzuciła okiem łzawem po izdebce co była świadkiem tylu chwil ciężkich jej życia i żegnała ją z boleścią. Wdowa chwyciła rękę córki i z nią razem milcząca powlokła się, nie wiedząc co czyni, i machinalnie tylko, goniąc za ukochanem dziecięciem.