Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się on wybierać czas, kiedy matki w domu nie było. Naówczas przechodził kamienicę i krok jego słyszała zawsze dziewczyna, a potem powoli spuszczał się oglądając, ociągając, w drożynę schodzącą ku Żydowszczyznie, drożynę śmiecistą, wązką, brudną, ledwie żydom i rzemieślnikom znaną i przez nich tylko uczęszczaną. Co na niej ten młodzieniec tak często robił? czyli tędy mu wypadała droga i dokąd ona wieść go mogła? Nie wiedziała Rózia, ani się domyślała. Nie przyszło jej jednak dotąd do głowy, aby dla niej tędy przechodził. Nie wiem jakie tam przeczucie ostrzegało ją, kiedy miał przychodzić, poznawała go po chodzie i po kaszlnieniu w korytarzu, wiedziała godzinę, w której miał wracać tędy. Ta godzina jednak nie codzień była jedna, a najczęściej dziwnie przypadała na wyjście z domu pani Mrozickiej, lub chwilę jej spoczynku we dnie.
I niewinną wreszcie Rózię zastanawiać poczęły te częste przechadzki, gdy w nich młodzieniec coraz powolniej mijając jej okienko, codzień ognistszym strzelał na nią wzrokiem. Niewinna jak gołąb Rózia, nie widziała w tem nic złego, że lubiła patrzeć na niego, że się rumieniła pod jego wzrokiem, że serce jej biło gdy go ujrzała, że biło serce gdy w swojej porze nie przybył.
Nie pojmując, aby w tem był cień nieprzyzwoitości, a czując jakąś przyjemność w spotykaniu oczów nieznajomego, pełna prostoty, biegła patrzeć w okienko i nie odeszła od niego, aż straciła z oczu przechodnia.
Wielka niewinność, pewna siebie, bez wiedzy niebezpieczeństwa, bez poznania złego, podobna jest często mimowolnie wielkiemu zepsuciu, i gdyby nie dziewiczy wyraz w półdziecinnej jeszcze twarzy, któżby Rózi biegącej żwawo do okienka nie wziął za zalotnicę?
Bo kto wie jeszcze, jak się stroiła na te spotkanie, jak upinała włosy, jakie czepiała kwiatki, jak się uczyła przed zwierciadłem uśmiechać?
Młody przechodzień w początkach mijał okienko,