Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fizys tak mi znajoma i wpadam na myśl, że to ów Janek żebrak, którego był wziął z sobą Przepiórkowski.
A on do mnie:
— Jaka to krótka pamięć u waszmości. Toć nie przypominacie sobie owego żebraka coście mu dali tynfa?
— Jesteście jeszcze przy Przepiórkowskim? spytałem.
— Dotąd — odpowiedział, ale wkrótce spodziewam się pójść swoją siłą i swoim dworem.
Ruszyłem ramionami, poszedłem i zapomniałem o wszystkiem. Człowiek tam wówczas nie mógł o tych fatałaszkach myśleć, bo miał na głowie nie mało.
Znowu jakiś czas minął. Miałem, pamiętam gorzką sprawę, co mię niemało zdrowia kosztowała, a źle mi się wypłaciła! Promowowałem rzecz panów Załepskich z ichmością panem starostą Krasnostawskim, o ekspulsją i gwałt. Stawię się na sesją i zaczynam rozmawiać z towarzystwem już o mojej sprawie, już o innych, gdy oko w oko spotykam się znowu ze znajomą ową twarzą Janka. On mi się bardzo kłania. Widzę go z plikiem papierów pod pachą. Co waść tu robisz?
— A co waszmość? patronuję!
— Już?
— Jak widzicie. Pan Przepiórkowski chory, pierwszy raz na jego miejscu staję, a choć sprawa mniej ważna, mam na sercu, abym się popisał!
Zaczęto wołać z rejestru jak gradem sypał zapisując, kondemnaty po kondemnatach i pędząc. Mnie tu chodziło o to, aby utrzymać stanność i niedopuścić, aby i nas skondemnowano. Jakoż tedy z pomocą instygatora, udało się mi wykrzyknąć i sprawa przywołaną została. Już jak tam ona poszła, nie należy do naszej rzeczy. Tandem, ledwiem otarł pot z czoła, słyszę znowu wołanie i piskliwy głos, odzywający się na nie. — Przywołują; spojrzę, mój Janko u kratek i głos podnosi.
Uwierzycie, czy nie, ale takie to licho było przytomne, takie wyszczekane, że mimo iż raz pierwszy stawał przed takiemi personatami, których się i stary nie jeden uląkł, mimo że nie miał wprawy, że w po-