Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I Matjasz poleciał brząkając kluczami, a nasi jęli się drapać ciemnemi i ruchliwemi wschodami na górę.
— Nie bez tego żeby to waści nie dziwiło — odezwał się stary idąc — jak mnie ubogiego odartusa traktuje gospodarz tutejszy. Hę! uważaliście?
— Jakże nie! i właśnie —
— Otóż powiem wam, to jeden człowiek, co zachował w pamięci, żem mu kiedyś dobrze uczynił! Inni, pożal się Boże — zapomnieli dawno, że z mojej łaski chleba się najedli. Ten jeden, co mi dawniej służył, jeszcze pamięta, żem mu był panem, i dalipan, dobrym panem, nie pochlebiając sobie!
Stary głęboko westchnął. Milcząc weszli do stancyjki o dwóch oknach, dosyć porządnej, w której nieco niepotrzebnych gratów leżało w kącie zrzucone, świadcząc że to był lamus gospodarza.
— Ot i stołki, ot stolik, siadajcież.
— Ale czasu nie traćmy — dodał niecierpliwy palestrant.
Festina lente, paulatim, paulatim. Ot zaraz rozpocznę, zaraz, niech no ten miód przyniosą.
Stary zatarł ręce, przeszedł się po izbie i usiadł, zwracając oczy wybladłe na drzwi któremi się wniesienia ożywczego trunku spodziewał.
Sama gosposia, nie stara, trzydziesto kilko letnia może kobieta, ale świeża i czerstwa jeszcze, a nadewszystko ruchawa, z czarnemi oczyma w otwartych szeroko powiekach, w czepcu kolorowym, fartuszku białym i kaftaniku olamowanym galonkiem, wniosła w polewanym dzbanie miód i dwa kubki do niego. Pokłoniła się ona Prozorowiczowi, starła stolik, nalała napój i obejrzawszy się na młodego palestranta wyszła.
— Tandem tedy — rzekł nareszcie eks-mecenas, ciągnąc miód, którego kosztował niedowierzając. — Tandem tedy, miód niczego! Miód niczego, wcale. O czemże to mówić mieliśmy? A! o Maleparcie! Jestem na gościńcu, będzie co gadać. A naprzód trzeba abym waszmości powiedział, żeśmy się z nim dawniej bardzo dobrze znali, był czas nawet, żeśmy z sobą poufale