Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda, że zowie się Jan Paprocki?
— Jan Aleksander Paprocki — dodał mecenas.
— A ma za sobą?
— Mrozickę, rodzącą się z Gelbsternównej, baronównej inflantskiej, której...
— O tem potem — rzekł młody. A ma on tu krewnych jakich?
— Żadnych, krom żoninych, ale tych już się pozbył i oto właśnie, dzisiejsza sprawa z niemi. — O niej waszmości rozpowiem obszerniej, wolniejszą chwilą: zobaczycie, jest czego posłuchać! A wiecie — dodał stary uśmiechając się — jak go przezwali tu w Lublinie?
— Nie wiem — potrząsając głową rzekł palestrant.
Pozorowicz uśmiechnął się złośliwie.
— Ledwie kto zna, co to za jeden Paprocki, ale lada żyd, lada ulicznik powie wam kto to, co go nazywają Maleparta!
Maleparta! — dodał palestrant uśmiechając się.
— Tak, Maleparta, bo wszystko co ma, czem pobogaciał, nie poczciwej to pracy owoc, ale male-parta, zły nabytek. A zły nabytek, nie idzie w pożytek — dorzucił Prozorowicz — male-parta, do czarta. W tem nazwisku, straszna przepowiednia dla niego! A co waść powiesz, taka twarda dusza, że się śmieje ze wszystkiego i jakby sobie drwił z przyszłości!
To mówiąc odwrócili się. Na wschodach stał właśnie nad niemi, tylko co wspomniony Maleparta, szukając kogoś czarnemi iskrzącemi oczkami. Wkrótce napotkał wejrzenie wodza cygańskich świadków — na skinienie jego, kilku ludzi wyszli z framugi i skierowali się wschodami na górę. Przed niemi rozstąpił się wzgardliwie tłum, jakby się każdy lękał dotknąć ich sukni nawet, otrzeć się o niepoczciwych.
— To on — podnosząc głowę, rzekł Prozorowicz.
Palestrant ciekawie i szybko spojrzał, ale już nic nie zobaczył, bo Maleparta zniknął ze wschodów.
Wielki hałas na górze, zwiastował zamknięcie sessji sądowej, zaturkotały powozy oczekujące przed wrotami na placyku, ruszyli się dworzanie, pachołkowie, pa-