Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zjedzona chorobą, bez sposobu do życia, wyżebrał sobie kątek pod wschodami i póki mu jeszcze oczy służą, pisze. A co napisze to przepije, i wytrzeźwiony pisze znowu, i napisawszy znowu pije. Palestranci go nie wiem czemu szanują; on ich po staremu przywykłszy trochę z góry traktuje. Czasem kiedy nie ma co pisać, a stanie pod wschodami i patrzy na przechodzących, to mu się nie jeden nawet z deputatów skłoni a nie jeden z bundziucznych czerwononosych mecenasów i patronów nizko choć niechętnie czapkuje. A Prozorowicz cicho pod nosem mruczy:
— O! o! patrzcie no go! Sajetowy kontusz, delja na nim rysiami podbita, a jak aplikował u mnie niedawno, to mu imość stare szarawary moje na Nowy Rok dawała i w nogi za to całował!
Na drugiego znowu:
— I to wyszło na ludzi. Panie Jezu Chryste. A miało to głowę jak ceber wielką, a jak ceber wywrócony próżną. I patronuje to teraz. I dmie się! A kiedym replikę mu raz dał przygotować, to djabeł wie co pomatał, pokręcił, żem w nią kazał jemu samemu świecę potem oprawiać!
P. Prozorowicz mruczał tak, póki go kto do stoliczka jego nie odwołał, tam jeźli szlachcic chciał dyktować i mięszać się w układ prośby, albo poprawiać starego wygę, gorzej jeszcze nałajał.
— Cóżto wasze myślicie, żeście lada jakiego złapali skrybenta i możecie znać lepiej odemnie jura consuetudines et formalitates! Nie słyszeliście o Prozorowiczu? hę?
Szlachcic się zacietrzewił, a Prozorowicz nuż na niego.
— Wiele tu jest mecenasów, prokuratorów, patronów, wszystko to aplikowało przy mnie! Nie uczcież mnie wasze rozumu, albo nie, to piszcie sobie sami!
Niedaleko od Prozorowicza stali zawsze kilku czerwononosych, lada jako odzianych, ale pod wyszarzaną suknią ukrywających starannie swoje ubóstwo, patronów niższego rzędu, onych to patronów, co wysługiwali się