Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dlitwę — stara patrząc na Rózię, oddała Bogu ducha.
Ksiądz sam odwiódł od ciała córkę, gdyż Maleparta ani zajrzał więcej do izby, gdzie się to działo. — Cała we łzach uklękła sierota przed kapłanem, i wyciągając duży worek dany przez nieznajomego, rzekła szybko:
— Ojcze mój, ojcze, o łaskę cię proszę. Widziałeś tego człowieka, znasz go już trochę, on matce biednej nie da pogrzebu, ty się nim zajmij, wszystkiem, wszystkiem. — Co mam oddaję na to — co mam. Oto pieniądze, oto spinka kosztowna, sprzedaj ją — zapłać pogrzeb, niech ludzie nie wiedzą, że ja to dałam — nie mów nikomu. A gdy się spytają, powiedz że mąż to zrobił dla matki! I tych ostatnich słów nie powtarzaj, zapomnij o nich.
Ksiądz skinął głową i spinkę nazad oddając Rózi, rzekł:
— Tych pieniędzy dosyć będzie, córko moja, to schowaj dla siebie. — Westchnienie wyrwało mu się z piersi i szybko poszedł ku drzwiom. U drzwi już go czekał Maleparta.
— Cóż ta stara warjatka? — spytał.
— Ta biedna poczciwa kobieta skonała już — odpowiedział kapłan — oddała Bogu ducha, przebaczywszy nieprzyjaciołom.
— Już, umarła!! — No, ale mój księżuniu życzę ci, tego głupstwa, co tam ona plotła, Boże odpuść, postradawszy rozum, niepowtarzać nikomu. — A co się tycze pogrzebu, musicie tam mieć fundusze na grzebienie ubogich? To była uboga kobieta, bez żadnej substancji, bez funduszów, z łaski ją utrzymywałem — schowajcie ją z miłosierdzia i pobożności. Ja nie jestem w stanie.
Wstydliwym okiem rzucił ksiądz na mecenasa.
— Nie troszczcie się o to, rzekł, zajmę się pogrzebem.
— To będzie prawdziwie po chrześcjańsku — dodał Maleparta. — A ja, żeby oczyścić izbę, każę nieboszkę przenieść do dalszej izby na lewo ode drzwi. Wszak i trumnę przyślecie?
— I trumnę — odpowiedział ksiądz.