Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wierny swemu macierzyńskiemu pochodzeniu, a zerwałby z tym nienawistnym światem, który dla Horpyny był wrogiem.
Tatiana, której się zwierzyła, choć nie dufała w to, aby z najpiękniejszą ukraińską dziewczyną można było tego „panicza“ ożenić, inaczej to pojęła i bardzo gorąco myśl przyjęła.
— Niechaj weźmie jaką sierotkę na wychowanie — mówiła w sobie — będzie się nią zajmować musiała — a tych wiecznych płaczów i lamentów poprzestać. Dziewczynie to wyjdzie na dobre, a i jej z tem nie gorzej będzie.
Pochwaliła więc wniosek.
Postanowiono dla wyszukania krasawicy dziesięciu lub dwunastoletniej wyprawić starego Harasyma, który zwykł był raz w rok jeździć ku Humaniowi, do swoich. Harasym, rad podróży, podejmował się spełnić polecenie, nie widział w niem trudności, chwalił myśl, gotów był ruszyć, choć zaraz.
Odkład ne ide w ład! — powiedziała Tatiana — robić w polu niema co, bo już zasiano, a około domu Trochym posłuży.
Horpyna dobyła z kufra pieniędzy, Harasym biedę nasmarował, konia przysposobił, i rad tej wycieczce, ruszył z zaleceniem, aby jak można, najprędzej powracał.
Tatiana obawiała się, nie bez przyczyny, aby