Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koił... usnął, zdrowie jego polepszyło się; chciał doczekać ślubu i ta nadzieja sił mu dodała...
...Oto historya mego przeniewierstwa... — dodał Iwo. — Byłem winien chyba tem, żem spokój ostatnich godzin jego szanował, ale czyniąc to, czego on wymagał po mnie, najsilniejsze zachowałem przekonanie, iż ta, której dałem słowo, która mnie znała, nie uwierzy, słysząc żem ją zdradził, nie uwierzy, widząc zdradę, że zaufa mi do końca, tak, jak ja ślepo, szalenie jej ufałem. Tymczasem pani na pierwszy popłoch, na wieść głuchą, używszy jej za pozór, oddałaś rękę swoją i moją przyszłość na pastwę Spytkom... Ojciec zmarł zaraz po zaręczynach naszych! nazajutrz odesłałem obrączkę. Po pogrzebie leciałem do was, pewien, że wytłumaczę się, że zgładzę tę mniemaną winę moję, że znajdę tę, którą kochałem, czekającą na mnie z wiarą silną... a trafiłem w ganku na powracającą z kościoła... Potrzebaż jeszcze jakiego uniewinnienia? Czyż życie moje całe nie jest niem?... Zubożały, zszargany, ogłupiały nieszczęściem, zszedłem na istotę ściganą wzgardą a broniącą się gniewem i wściekłością... Mogłem przecie, odrzuciwszy wspomnienia, zimny, z rachubą tylko pójść się także sprzedać z imieniem i młodością za jaki grosz, któryby mi dano chętnie... a jednak spędziłem życie na zgryzotach, wierny sercu, gdy wy... wy...
— Kończcie — zimno rzekła wdowa.
— Gdy wy — odparł gniewnie Iwo — pędziliście życie spokojnie, w dostatkach, w lodowatej obojętności, z uśmiechem na ustach gniotąc trupa mojego... gdy wybudowaliście sobie szczęście.
— Tak, szczęście! — gorzko uśmiechając się, powtórzyła pani Spytkowa. Po chwili podniosła głowę; twarz jej była blada, smutna... W oczach miała wyraz dziki.
— Miałażbym się tłumaczyć? ja! — spytała się, śmiejąc się cicho, ironicznie. — Nie, tego nie uczynię! poniżyłabym się. Poświęciliście miłość waszę i mnie