Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zastępował nakuliwającego Zacharyasza. Obejście jego zastosowywało się do stroju; było łagodne, grzeczne i pełne uprzejmości. Eugenek, który z niecierpliwością młodego wieku oczekiwał na niego w ganku i zaraz mu oznajmił, iż matka jego jest chora, nie dostrzegł najmniejszej chmurki na jego czole. Kasztelanic skłonił się, zagadał o czemś innem i wszedł na pokoje śmiało.
Tu jednak niepodobna mu było pokryć wrażenia, jakie na nim ów zamek, tak pański, tylu pamiątkami ozdobiony, taki dostatek stary znamionujący uczynił. Skrzywiły się jego usta uśmiechem ironicznym, który przez nie przeleciał i zniknął, ale oczy mimowolnie zdradzały ciekawość i zdziwienie, prawie gniew jakiś wewnętrzny.
Tak przeszli aż do okrągłej sali, z której widać było przez otwarte drzwi stojącą w hełmie na zbroi rycerskiej owę trupią głowę (dziwne o niej chodziły podania)... Iwo stanął, długo się wpatrywał, pochmurniał i rzekł:
— Wszak i to pamiątka familijna. Myśl prawdziwie oryginalna... Cóż to ma oznaczać?
— Ja nie wiem — rzekł szybko Eugenek. — Mówią, że to proste przypomnienie śmierci.. ale... mnie ludzie jakąś historyą opowiadali, zwyczajnie baśń kobiecą, że to ma być głowa ściętego przez miecznika nieprzyjaciela naszej rodziny.
Kasztelanic szybko się odwrócił i więcej już nie pytał... ale brew mu się zmarszczyła.
— Pan widzi, oto ten — dodał wskazując Eugenek... to jest miecznik, nie wiem czemu go tak nazwano. Miał być bardzo srogim człowiekiem... A ta oto panna babunia, co ma tę dziwną krwawą przepaskę na szyi, z którą się urodziła... to jest córka miecznika...
Kasztelanic zdawał się nie chcieć już słuchać; przerwał rozmowę, mówiąc coś do Zaranka, potem się zwrócił do koni. Przyniesiono wystawny podwieczorek, którego kasztelanic pod pozorem słabości nie tknął; przyjął tylko kieliszek wina, i ten, zręcznie na-