Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomnienie tamtego. Iwo, gdy ją nowonarodzoną wziął na ręce i ujrzał tę pręgę złowrogą, skłonił głowę przed wyrokiem Bożym, poddał mu się... ale ten cios dlań był ostatnim... Życie jego odtąd wlekło się smętnem konaniem... Mnie jednej Bóg przeznaczył, bym przeżyła wszystkich... i jak posąg żywa stała na grobach...
Przebudzona głosem matki, Emilka podniosła główkę, otwarła oczy i uśmiechnęła się... Widok nieznajomego, stojącego z matką u jej łóżeczka nie przestraszył jej... obie rączki wcyiągnęła ku niemu, wiedziona przeczuciem jakiemś cudownem i zawołała:
— Braciszek!
Eugeniusz przykląkł u łóżka, i dzieci, które się w życiu nie widziały nigdy, z których jedno nawet o istnieniu drugiego nie dowiedziało się aż teraz, radośnie padły w swoje objęcia.
— A! mamo! — zawołała Emilka... — mnie się to wszystko wyśniło. Widziałam jak braciszek leciał tu do nas, jak się u czarnego krzyża modlił, a ojciec stał tam i błogosławił go i witał... jak potem wchodził, zbliżał się... jak patrzył na mnie. Pragnęłam go coprędzej przywitać... i prosiłam aniołów, aby mi ciężkie podnieśli powieki.
Zamilkła. Dzieci długo patrzyły na siebie, a matka stała z załamanemi rękami nad tym obrazem, który jej serce już ubierało w całuny...
Niestety! na obu tych białych czołach palec Boży napisał dla niej wyraźny wyrok rozstania. Jakże chętnie byłaby im swoje uparte oddała życie, aby je tchem ostatnim wskrzesić na długie lata!...
Ten wieczór w rabsztynieckim dworze, u kolan matki, przeszedł jak sen uroczy, ale wyczerpał resztki sił Emilki i Eugeniusza. Blisko północy mieli się rozejść, gdy dziecię położyło się na swe łóżeczko i prosiło ich, podawszy im rączki obie, aby nie opuszczali ją, dopóki nie uśnie. Pzymrużyła oczka uśmiechając się dziecina, pożegnała matkę i brata i powoli zdawała się usypiać. Rączki jej zwolna opadały, stygły, ko-