Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a jabym miał być jej pozbawionym? powiedz!... O, jakże dziwnie splotły się nasze losy!... Stoimy zajadłymi nieprzyjaciołmi przeciwko sobie.
— I ty... ty mi nic nie chcesz poświęcić? — łagodniej rzekła kobieta — nic!...
— Ja? wszystko — odparł smutnie Jaksa. — Tak jestem spragniony jednego dobrego słowa, że za nie... Ale ty mną pogardzasz...
— Bo zasługujesz na wzgardę...
— Lecz, lecz gdybym ci wszystko poświęcił... cóż mi dasz w zamian?
Spytkowej zabrakło głosu.
— Nie zdobywał mnie i szczęścia — zawołała żywo... — gwałtem i musem, nie zabijaj wspomnień lepszych. Bądź wielkim i szlachetnym... nie sprzedawaj mi uczucia swego... Serce kobiety tylko tem się odzyskuje. Nie poniżaj mnie, podnieś siebie!...
Kasztelanic dumał oparty na siodle.
— Kusicielko — zawołał — rozbroić mnie chcesz i rzucić potem łachmanem na drodze, aby mnie ludzie stratowali... Ha! stań się wola twoja!.. Dosyć cierpiałem, mogę już docierpieć do końca. Kochałem cię i kocham nawet tą zemstą i nienawiścią, poddam się. Zetrzyj mnie. Ale słuchaj, kobieto!... jeśli jest Bóg, sprawiedliwość, niebo i piekło... kara i nagroda... to spytają cię na innym świecie o dolę moję. Trzymasz ją w ręku. Zrobię wszystko czego żądasz... spełnię rozkaz! Jam twój, ja nie dopominam się nic, nawet o uśmiech i spojrzenie. Bądź spokojną. Jaksowie zginą, ale ich grób... będzie godzien byś na nim łzę wylała.
Spiął konia, skłonił głowę i zniknął. Spytkowa stała długo w miejscu, z oczyma łez pełnemi, nie wierząc jeszcze otrzymanemu zwycięstwu. Sam koń jej, rżąc zawrócił ku domowi i niekierowany rączo się puścił do Mielsztyniec. Gdy stanął przed gankiem, zsiadając, zaledwie mogła pani Brygita zdać sobie