Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkiemu był winien, zrazu lekceważąc nieprzyjaciela, że przyszedłszy do domu, położył się w łóżko... a w kilka dni biedaka poprowadzono na cmentarz... Miał wprawdzie lat siedemdziesiąt i siedm, te dwie siekierki straszne, co tylu ścinają ludzi, ale byłby pożył pewnie do dziewięćdziesięciu, gdyby nie sprawa nieszczęśliwa.
Zacny a pobożny Repeszko, co admirowano niezmiernie, poszedł ze świecą za jego pogrzebem i rzucił garść piasku na oczy starca, a nawet łez kilka uronił. W istocie niepospolita była to dla niego gratka; starego takiego pełnomocnika, wtajemniczonego we wszystko, nie łatwo zastąpić. W pierwszej zaraz chwili, nim się opamiętano, p. Nikodem popędził sprawę i otrzymał dekret niespodziewany, neprzewidziany, dla siebie nader pomyślny. Wiadomo jaki w podobnych razach wpływ wywierają wyroki niższych instancyj, jak utrudniają obronę.
Strwożono się niepomału w Mielsztyńcach, i było czego zaiste. Idąc tą drogą, sprawa mogła pozbawić Spytków prawie całego ich majątku. Proces wprawdzie trwać musiał długo, ale zręczny Repeszko, nie doszedłszy końca, mógł sobie nawet posiadanie dóbr wyrobić. Człowiek ten w szarej kapocie, kłaniający się nisko, ubogi... okazał się tak dziwnie zręcznym, iż po nim wszystkiego się obawiać było można...
Był teraz w swym żywiole, lepiej nawet wyglądał. Szczerze powiedziawszy, przyczyna tego była bardzo prosta. W zwykłym trybie życia jego post i chleb suchy, a licha strawa nawet w niedzielę się nie zmieniały; rozpocząwszy proces. Repeszko uznał, stosując się do miejscowych obyczajów, że ludzi potrzebnych papką najłacniej ujmować, że często inaczej nawet pozyskać ich sobie nie podobna. Potrzeba więc było wydawać obiady, wieczerze, śniadania i podwieczorki. Zmuszony do tej fatalnej ostateczności, Repeszko gospodarując, przynajmniej za swoje pieniądze objadał się za każdym razem jak mógł najobficiej...