Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

li gdy kapłan odprawiający ofiarę ręce zwykł towarzyszom kłaść na ramionach, wszyscy Jaksowie i Spytkowie podobnież uściskiem bratnim i pocałunkiem spokoju starą waśń swoję przed tronem Bożym zakończyli.
Zdawało się tedy po uczcie, po przełamaniu chleba, po godach, po zaręczeniu dwojga młodych, z obu familii wybranych osób, że historya tych krwawych zapasów na wieki już będzie zamkniętą.
Ale są rodziny, fatalności jakiejś piętnem nacechowane na wieki. Naddziad mój, który tak był umiłował później mu wydaną Spytkową, począł uczęszczać do domu jej męża. Nie było w tem nic złego, ani cienia zdrady, ani możności jej, tylko nałóg sercowy, któremu biedny oprzeć się nie mógł. Chciał na nią patrzeć, widzieć czasem, że mu się uśmiechnęła przyjaźnie, pragnął być przyjacielem domu w czystości serca, bratem tylko i sługą... Spytek był nieufny, zgryźliwy, ostry dla żony i niemiły dla gościa, którego podejrzywał zawsze. Dziad nasz, im nieszczęśliwszą widział tę istotę, którą ukochał, tem do większych dla niej ofiar czuł się gotowym; znosił on opryskliwe czasem i mniej grzeczne napaści męża, aby nie zrywać z tym domem. Tak się to wlokło i przedłużało, aż do ostatniej sceny tragicznej, krwawej, strasznej, która tę zgodę w nowy płomień zajadłej wojny zmieniła, a na nas rzuciła wiekuiste zemsty dziedzictwo.
Spytkowie mieszkali naówczas na wsi, w starem swojem gnieździe, zamczysku ponurem, smutnem, zamurowanem jak twierdza, zamkniętem jak więzienie; dziad mój przesiadywał w Krakowie. Z dawnej miłości ku Spytkowej pozostała mu przyjaźń gorąca ku niej i wiekuiste widzenia jej pragnienie a tęsknota. Spytka nie było naówczas w domu. W jakiejś sprawie zawikłanej, nie umiejąc sobie poradzić sama, Spytkowa listownie go wezwała, aby do niej przybył. Pospieszył na to zaproszenie biedny, i nie sądził, ażeby tem zgrzeszył. Oboje byli na duchu czyści i bez myśli złej, ale im spłynął dzień niepostrzeżenie na słodkiej roz-