Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
72

wiedź wasza! — chcecie krew przelewać? dobrze! będziecie jéj mieli do pasa, pokażę ja wam siłę moją i Karola Gustawa, zmuszę jeżeli nie chcecie słuchać dobrego słowa.
I rozżarty coraz widoczniéj, chodził po namiocie, gniew nim miotał; sądził się u celu a znów odepchnięto go od niego.
— To są zwłoki, to są matactwa, to są szalbierstwa niegodne! Macie moc kończyć ze mną?
— Traktować, ale nie kończyć, — rzekł Błeszyński.
— Więc pocóżeście przyszli?
— Traktować! — powtórzył cierpliwie piérwszy.
— Cóż to? żarty sobie stroicie ze mnie? — krzyknął rozjadając się coraz Miller. Ale ojcowie stali w obec płomienistych wybuchów jego gniewu, zimni, poważni, wytrwali jak skała, o którą się morze rozbija.
— Raczcie się uspokoić i nie gniewać na nas — odezwał się po chwili Małachowski, — posłowie, niesiemy co nam nieść kazano.
— Posłowie! posłowie! — ze śmiechem szyderskim odparł wzgardliwie Miller — Dobrze! zostaniecie tu u mnie panowie posłowie! A wy i