Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
6

chodził około dział swoich, wcześnie się szwedom wysługując. Oni tymczasem nie doczekawszy się dział z Krakowa, bo te złemi drogi szły bardzo powolnie, szturmowali jakiemi mogli, nie tylko dniem, ale już i nocą nie dając spokoju Jasnéj-Górze. Bezsenność, znużenie, nieustanna praca na dachach i murach, ciągła walka z tak przemagającą siłą, do reszty wyzuła z odwagi lud najemny i większą część ślachty.
Już sieć zdrady zasnuta potajemnie, od załogi poczynała rozszerzać się między schronionych w twierdzy. Kilku ludzi szepnęło cóś o tém bojaźliwszéj ślachcie, tchórze podali ręce. Znać też było ze zwolnionéj obrony, z twarzy bladych i ostygłych, że początkowy zapał wygasał. Kordecki piérwszy to postrzegł, a raczéj przeczuł.
Zamojski w podwładnych także doznawał tego oporu bezwładnéj massy, która sobą kierować niedawała; potrzeba było powtarzać rozkazy, i większa ich część zostawała nie spełnioną, lub na wpół tylko i niechętnie dokonaną. Najlepsze chęci dowódzców rozbijały się o obojętność coraz widoczniejszą ludu. Czarniecki gniewał się i rzucał niecierpliwie, a czekan podnosząc nieraz już chciał karcić, ale go Kordecki wstrzymywał jeszcze, wmawiając, że gwałt zraża ra-