Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
341

wa. Położenie szwedów, pomimo wyższości ich sił, było przykre bardzo; sama mnogość żołnierza którego użyć razem było niepodobna, stawała się ciężarem; wioski okoliczne z trudnością wyżywić mogły, zima doskwierała, przestrach codzień się szerzył.
Chodziło o to, jak się cofnąć bez wielkiego wstydu. Miller jeszcze tego nieprzypuszczał, choć już inni wiedzieli że na tém skończyć się musi; Wejhard nawet zamknięty w swoim namiocie, gniewny, smutny, milczał i wzdychał jakby go zgryzoty męczyły.
Na ostatniéj radzie, x. Hesski, Sadowski i Polacy, głośno wynurzyli dowódzcy, że wypadało się cofnąć i ustąpić, ale ofuknął się groźnie.
— Nie! nie! nie pójdziemy ze wstydem! oczekuję prochów, sam powiodę do szturmu, i zdobędę ten kurnik przeklęty! muszę go zdobyć i zniszczyć!
Wszyscy zamilkli, rada się rozeszła.