Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
20

To mówiąc zwrócił się ku murom wiodąc tłum za sobą milczący, na którego twarzach różne i dziwne malowały się uczucia. Przebaczenie to, gorzéj kary zgromiło i upokorzyło; wstyd i gniew na tych co przywiedli do zdrady, przejęły obłąkanych; jęli się żywo tłumaczyć i uniewinniać, jedni na drugich składając winę, wszyscy na Wachlera, otoczyli przeora i gwarnie poprzysięgali wierność i posłuszeństwo.
— Myśmy niewinni! ojcze! to niemiec! wciągnęli nas, zdurzyli!
— Ja nie należałem, mówił inny.
— Jam do końca ich gromił...
— Ja chciałem nawet donieść, ojcze przełożony...
— Co było, stało się, opłakiwać potrzeba, że i tu w téj gromadce musiała być zdrada. Do kościoła, twarzą przed ołtarzem Matki Boskiéj padnijcie, ją o przebaczenie proście, boście ją obrazili, módlcie się, żałujcie i poprawcie.
To mówiąc prowadził ich przed ołtarz, i wszystek ten tłum wylękły i niespokojny ukląkł pokornie, nową zagrzany gorliwością, pragnąc co rychléj zmazać występek swój męztwem i pracą.
Dwóch xięży wyznaczono do odebrania nowéj przysięgi po nabożeństwie. Kordecki tym-